Oho, formalności. Właścicielka tawerny zawsze na to naciskała ale dla Phoenix to była zbędna kurtuazja.
Pani to się mówi szlachciankom na włościach, a nie w takim królestwie Wasza Wysokość. Powiedziała odpowiadając szerokim uśmiechem. Aż dziw bierze bo wszystkie zęby wciąż były całe a i na twarzy też nie przybyło chyba żadnych więcej niedoskonałości.
Wiesz jak jest, złego i diabli nie niosą. Nawiasem mówiąc też dobrze wyglądasz. Dodała kobieta przechodząc już teraz na dużo cichszy ton.
Gdy Łowczyni sięgała po napitek tak jak można się było spodziewać w powietrzu śmignęła dłoń Róży o włos mijając ręce zmiennokształtnej. Niezbyt zaskoczona cofnęła ręce poza blat.
Zawsze to samo… Wszystkim klientom tak matkujesz? Planujesz otworzyć żłobek? Powiedziała ale z ochotą poczęła ściągać skórzane rękawice. Położyła je na blacie obok wąchając miskę warzywnej zupy. Nie przymierała głodem w dziczy ale sam zapach zupy sprawił, że ślina napłynęła jej do ust. Pochyliła się nad blatem szuflując łyżką. Faktycznie danie było wspaniałe w jej mniemaniu.
MHmm…Przełknęła głośno. Widziałam po mieście rannych. Nieprzyjemnie to wyglądało. Mhmm hmm…Żuła przez moment marchewkę gdy Róża przemawiała do kelnerki. Gdy oświadczyła nowiny o dyrektorze Łowczyni odłożyła na moment łyżkę.
Naprawdę? To byłoby szkoda jakby się przekręcił… Powiedziała tonem który wręcz kipijał lubością jaką odczuwała do warzywnej zupy. Szybko jednak spojrzała na swoją dobrodziejkę by upewnić ją o swoim szczerym żalu. Poważnie! Patrz co mam… Gdzie ja to… Psia mać…
Mówiąc to zaczęła obmacywać się po twardym dekolcie skórzanej zbroi. „dekolcie” bo kołnierz ciasno opinał jej mostek i dopiero po kilku bardzo gimnastycznych ruchach udało się jej wyciągnąć zwitek pergaminu.
O mam. Powiedziała wygładzając kartkę na stole z dala od miski. To był list polecający do akademii. Miał jej gwarantować naukę w placówce. O takie coś dostałam po ostatnim zleceniu… Gnojek wysłał wysłał mnie na strzygę jakąś a potem nie chciał zapłacić. No ale pociągnął za jakieś sznurki i ten… Złożyła uważnie pergamin i schowała za zbroję. A mówiłaś, że nie wyjdę na ludzi.
Mówiąc to powróciła do jedzenia zupy mlaskając czasem ze smakiem. Rozejrzała się przy tym raz zatrzymując wzrok na strażnikach przy wejściu. Cóż trzeba było uważać bo strażnicy wbrew pozorom byli raczej zapalnikiem awantur.
Odłożyła łyżkę do pustej miski. Szybko się uwinęła i ocierała teraz usta wierzchem dłoni.
Wyborne, jak zwykle zresztą. Marnujesz się tu. W jakimś pałacu powinnaś pracować no ale…Wzruszyła ramionami. Nie mielibyśmy tej przyjemności bo chłotoy takiej jak ja nie wpuszczają na salony. Wzięła do ręki rękawice nakładając je na dłonie. Gwizdnęła cicho na wieści odnośnie zlecenia. Czyli umarło w butach… Jak go dotąd nie znaleźli to się pewnie wyniósł. No ale może uda się wyciągnąć z tego jakiś grosz. Zagarnęła pergamin składając go niechlujnie, zupełnie inaczej niż list to akademii, po czym włożyła go za pas. Piszą, że miał obrożę więc może poprostu ukrywał się po kanałach. Warto się trochę rozejrzeć.
No ale widzę interes kwitnie. Rozejrzała się po tawernie, która szybko gęstniała. Może po jednym by to opić, co? Zapytała się Róży.